wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 2

     Szłam ciemną ścieżką, która była w środku lasu. Nie widziałam nic oprócz ciemności, która mnie otaczała i ścieżki, którą oświetlał blask księżyca i gwiazd chowającymi się za chmurami. Nie wiedząc jak się tam znalazłam, wpadałam powoli w panikę. Skuliłam się obok starego dębowego drzewa i zaczynałam powoli płakać. Pierwsza łza spłynęła mi po policzku, a za nią od razu druga.
Siedząc już tak jakiś czas, usłyszałam cichy szelest liści koło mnie. Moja głowa od razu powędrowała w prawo i lewo , dzięki czemu miałam możliwość rozejrzenia się. Niestety moja próba sprawdzenia co to było koło mnie, nie udała się, ponieważ w lasku było ciemno. Nie mając pojęcia co dalej zrobić zaczęłam płakać coraz mocniej. Nagle znad moich kolan pojawiła się postać i to nie była osoba jakaś, to był on, chłopak z mojego okna. Ale co on tu robi.
  • Hej mała, czemu płaczesz? - zapytał mnie troskliwym głosem. Myślałam, że się przesłyszałam, albo coś innego. No bo po co on miał mnie się pytać, co mi się stało. W ogóle co go to obchodzi, niech zajmie się własnym życiem, a nie ingeruje w cudze. Ale z drugiej strony bał się o mnie, czyli ma jakieś uczucia. Ale kim on w ogóle jest. Ja go nie znam, nigdy się nie widzieliśmy, może oprócz spotkania w oknie i drzwiach. I czemu on tu jest? Gdzie my jesteśmy ?Czyj ja nie żyje?
  • Czy ja nie żyje? Jestem martwa, a ty jesteś aniołem albo diabłem, który mnie zabierze do nieba, bądź piekła? Kim ty jesteś? Ja chce do domu. Gdzie my w ogóle jesteśmy - zapytałam nie pewnie spoglądając na jego twarz.
  • Nie kochanie to jest tylko sen, twoja wyobraźnia. Kiedy chcesz możesz się znaleźć w innym miejscu, ale tylko ty to możesz, nikt inny. Więc bądź tak miła i przenieś nas na w inne ładniejsze, milsze miejsce, co? - spojrzał prosto w moje oczy.
  • Dobrze, ale jak ja mam to zrobić, jak tego nigdy nie robiła, ja nie umiem. - zaczęłam powoli rozpaczać.
  • Po pierwsze się uspokój, następnie zamknij oczy i pomyśl gdzie byś chciała teraz być. - tak jak powiedział tak zrobiłam. Zamknęłam oczy i wymarzyłam sobie, że jestem w najpiękniejszym miejscu na ziemi, nad oczkiem. Jeziorko oświetlał blask księżyca, niebo było bez chmurne dzięki czemu widziałam wszystkie gwiazdy. Ja siedziałam na trawie obok wielkiej płaczącej wierzby, a tuż koło mnie on mój zbawca, bo tak mogę tylko go nazwać bo niestety nie znam jego imienia. - Widzisz udało ci się. - uśmiechnął się do mnie
  • Widzę i dziękuję za pomoc, skąd wiedziałeś, że tak trzeba zrobić? - zapytała się go, patrząc cały czas na jeziorko.
  • Wiesz mam tak często. - zaśmiał się melodyjnie, spojrzała na niego i odwzajemniłam uśmiech. - A odpowiadając na poprzednie pytania jestem Kwon Ji Yong , ale moi przyjaciele mnie zwą Dragon. Jestem tu, bo nosząc ten naszyjnik, czujesz strach i samotność, mam wtedy za zadanie przybyć i ci pomóc. - powiedział po czym złapał za moją pamiątek od babci, która znajdowała się na mojej szyi.
  • Ale to tylko naszyjnik, dostałam go od babci parę lat temu. Ale ty nie jesteś człowiekiem, czyli jestem aniołem, tylko nie mów, że jesteś diabłem. - byłam już trochę przerażona, jaka będzie jego odpowiedź, ale ciekawość u mnie zawsze wygrywa.
  • Nie jestem ani tym ani tym. Ale też nie jestem też człowiekiem, mogę tylko ci tylko powiedzieć dziś niedługo się dowiesz więcej, ale nie możesz być zdyb ciekawska. Musisz też strasznie uważać na ludzi, ale o to się nie martw ja ci pomogę.
  • Jak mi pomożesz, jak jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni? - zapytałam już ostatnie pytanie, dzisiejszego dnia, czy może nocy.
  • Zobaczymy się w nowej szkole, ale teraz się obudź, bo zaśpisz na pociąg i się jednak nie poznamy lepiej. Niestety ja już muszę iść. Do zobaczenia. - ale zanim odszedł przytulił mnie i pocałował w policzek i szepcząc do mojego ucha – tylko kierując się sercem wybierzesz dobrze. - Po czym znikł i już nie wrócił.
   Obudziłam się cała spocona w moim łóżku. Mój sen, był jak prawdziwe życia, czułam w nim wszystkie uczucia: strach, ból, samotność, ale też radość. On, ten chłopak, on jest przerażający, ale bardzo mnie ciągnie do mnie go. Ale czemu, to sama nie wiem. Może coś ze mną nie tak. Czuje przy nim strach, ale zarazem wiem, że jestem bezpieczna. Jak to możliwe, sama tego nie wiem. Zerknęłam na budzik, który wskazywał godzinę piątą trzydzieści. Czas wstawać, pomyślałam zanim wstałam z mojego łoża. Wzięłam moje ciuchu, które przygotowałam wczorajszego wieczoru, tuż przed pójściem spać. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam ciepły i relaksujący prysznic. Po obmyciu ciała ubrałam swoje odzianie, które składało się z sukienki zwiewnej, koloru mięty. Włosy postanowiłam zostawiłam rozpuszczona, a na moją twarz nałożyłam tylko krem. Po ubraniu się i przygotowaniu, poszłam do mojego pokoju. Podeszłam do szafki gdzie widniała tam moja walizka. Wyjęłam ją z szafy i postawiłam ją na podłodze, gdyż miałam zamiar zobaczyć czy wszystko wzięłam do szkoły. Ale moja obawy się nie sprawdziły, ponieważ miałam wszystko spakowane.        
   Moją torbę wzięłam za rączkę i wyprowadziłam z pokoju. Ostatni raz się odwróciłam i spojrzałam na niego, był pusty bez ze mnie, ale co mogłam zrobić, nawet jak bym się postawiłam rodzicom, to i tak bym pojechałam. Taka rola córki rodziców wyższej klasy. Doszłam do kuchnie, gdzie grasowała już moja rodzicielka.
  • Córuś mam dla ciebie śniadanie, ale zjesz je w drodze, bo nie zdążyły do szkoły jak masz rozpoczęcie o dziewiątej, to mamy tylko nie całe dwie godziny, a samo dotarcie tam, wynosi z półtorej godziny, a ty musisz przecież jeszcze się rozpakować i przygotować. Więc bądź tak miła i weź śniadanie i walizkę i chodź do samochodu, a już tam będę.
  • Dobrze mamo. - odpowiedziałam jej, przy czym zerknęłam na śniadanie, które składało się ze sałatki warzywnej. Okej może nie należę do chudych ale bez przesady , mam prawo zjeść coś porządnego. Wzięłam sałatkę, ale też wyjęłam z lodówki moje ulubiony owoc, czyli banana oraz wodę niegazowaną. Tak zapakowana wyszłam na chodnik, zamykając przy tym drzwi i furtkę do naszej posiadłości.
     Jechałyśmy do szkoły tak jak mama mówiła, czyli półtorej godziny. Gdy byliśmy już blisko miejsca przyglądałam się widokom, które mijaliśmy, czyli las, las i jeszcze raz las. Najwidoczniej ta szkoła była w lesie.
      Gdyż moja mama już zaparkowała, dopadał mnie jedna myśl, czyt to szkoła, czy zamek.